Dziś podzielę się z Wami moimi wspomnieniami związanymi z cukrzycą i samych początkach mojego pompiarskiego życia.
Należę do ludzi wyjątkowo „opornych” w niektórych tematach. I jednym z tych tematów jest (a może „była”?) cukrzyca. Gdy zachorowałam (mając 7 lat) wszystkim zajmowali się moi rodzice. To były lata kiedy w Polsce nie było dosłownie niczego. Pamiętam, że rodzice sprowadzali z zachodu jednorazowe strzykawki, a gdy na rynku pojawiły się glukometry (rozmiarów średniej wielkości radia…) od razu go kupili. Tylko po co, skoro ja i tak nie dawałam sobie mierzyć cukru? Jeśli mojej mamie udało się zmierzyć mi cukier wcześnie rano, gdy jeszcze spałam, można to było uznać za sukces. Dopiero w wieku 15 lat zrobiłam sobie pierwszy zastrzyk z insuliną – aż wstyd się do tego przyznać.
Gdy pojawiły się peny i mieszanki insulinowe, życie stało się troszkę prostsze. Zaczęłam stosować intensywną insulinoterapię i wreszcie poziomy cukru wróciły do jako-takiego poziomu. Parę lat temu usłyszałam o pompach insulinowych, ale niespecjalnie byłam nimi zainteresowana. Jednak moja cukrzyca w pewnym momencie zaczęła szaleć. Nie było sposobu, żeby wyrównać cukier, skakał jak chciał i kiedy chciał. Wtedy już pracowałam w szkole i te wahania cukru bardzo mi utrudniały dosłownie wszystko. Ktoś mi wtedy wspomniał, że na rynku pojawiła się pompa połączona z glukometrem. I to mnie wreszcie zainteresowało. Cukier mierzyłam 10 – 15 razy na dobę, więc opcja mierzenia cukru bez ciągłego kłucia bardzo do mnie przemówiła. Niestety cena tej pompy (Paradigm 722) kazała mi wrócić na ziemię. Ale to właśnie wtedy zaczęłam się zastanawiać czy aby nie spróbować terapii za pomocą pompy insulinowej. Skontaktowałam się z reprezentantką firmy Medtronic MiniMed oraz Roche. Pani z Roche (Ewa Gwóźdź, na zdjęciu poniżej) okazała się przesympatyczną i bardzo kompetentną osobą. Pożyczyła mi pompę Accu-Chek Spirit i była gotowa odpowiedzieć na każde moje pytanie (a tych miałam bez liku) o każdej porze dnia i nocy. Ale ten temat poruszę w następnym artykule.
To wszystko działo się ponad rok temu. Szybko przekonałam się do pompy. Wyniki były o wiele lepsze i samopoczucie też. Dalej musiałam często mierzyć cukier, ale przynajmniej wiedziałam czego mogę się spodziewać na wyświetlaczu glukometru. Postanowiłam wziąć kredyt, bo moja nauczycielska pensja nie pozwalała na robienie oszczędności. Niestety, pani dyrektor liceum, w którym pracowałam, miała dla mnie niemiłą niespodziankę na zakończenie roku szkolnego: dostałam wypowiedzenie z pracy. Ciężko to przyjęłam. Czułam, że nikt już nie zechce mieć chorego pracownika. Pół roku siedziałam na zwolnieniu lekarskim i dochodziłam do siebie. Cały czas szukałam też pracy.
Postanowiłam zapomnieć o zawodzie nauczyciela i znaleźć pracę zdalną, czyli wykonywaną w domu przez komputer. Chciałam mieć możliwość zmierzenia cukru w każdym momencie i ważne było dla mnie także to, żeby nikt nie był świadkiem tak częstych „zgonów”. „Zgon” to – w moim języku – taki poziom cukru (20-30 mg/dl), że mdleję. Mimo pompy nadal miałam je od czasu do czasu, bo robiłam wszystko (czyli np. świadomie podawałam za duży bolus posiłkowy), żeby cukier nie przekraczał 130 mg/dl. Cóż, za dużo naczytałam się o powikłaniach cukrzycy spowodowanych wysokimi poziomami cukrów. Potrafiłam wieczorem podać bolus korekcyjny nawet, gdy poziom cukru był 110 mg/dl. W nocy oczywiście – mimo idealnej bazy – cukier spadał dramatycznie, a ja byłam mocno zdziwiona koszmarami… Na szczęście nie trwało to długo. Dzięki reprezentantce firmy Roche – Ewie Gwóźdź – zaczęłam jeździć do Gliwic do dr Wiedermann, która nie dosyć, że jest fantastycznym lekarzem – diabetologiem to za swoją pracę, zaangażowanie i przyjazną postawę została wybrana „Lekarzem roku 1999 województwa śląskiego”. Stała się moim autorytetem i pozwoliła mi spojrzeć na życie i moją chorobę w inny sposób. To ona od początku prowadziła mnie „na pompie”, bo okazało się, że w moim mieście nie ma lekarza, który mógłby się tym zająć.
Udało mi się również znaleźć pracę zdalną. Zatrudniona jestem na cały etat, zajmuję się tłumaczeniem tekstów z języka angielskiego oraz pisaniem artykułów. Dzięki temu zaczęłam głębiej wchodzić w wirtualny świat i tak właśnie wpadłam na trop pompiarzy! Mam nadzieję, że będzie to kolejny krok w oswajaniu się z zupełnie normalnym życiem diabetyka.
Następnym razem opiszę Wam ciężką drogę jaką pokonałam, żeby zdobyć pompę insulinową AC Spirit na własność.
Do napisania!
Monika Szurdyga
Dodaj komentarz