Dzisiaj rozmowa z doktorem Olgierdem Andrzejem Kossowskim – lekarzem psychiatrą i neurologiem, zajmującym się także akupunkturą. Dr Kossowski to lekarz bez reszty oddany swoim pacjentom, ponad wszystko przedkładający ich dobro. Przez 40 lat pełnił funkcję ordynatora Oddziału Neurologicznego, aktualnie – na emeryturze – pracuje w Poradni Leczenia Bólu i Akupunktury w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej. Przez wszystkie lata swojej pracy zawodowej pochłaniała go praca społeczna, w tym leczenie alkoholików. Oprócz tego uprawiał sport: intensywnie trenował boks (z sukcesami), był także instruktorem narciarstwa.
Dr Kossowski jest uznanym specjalistą w dziedzinie akupunktury, a spotkałam Go w momencie, gdy wszystkie środki zawiodły w leczeniu neuralgii nerwu twarzy, na którą zachorowałam jeszcze w grudniu. Od połowy stycznia chodzę na zabiegi i już wiem, że leczenie doktora Kossowskiego przyniosło efekty.
Przeczytajcie co dr Kossowski sądzi na temat leczenia akupunkturą i nie tylko.
- Jest Pan psychiatrą, neurologiem, a także zajmuje się Pan medycyną niekonwencjonalną. Która z tych dziedzin medycyny jest Panu najbliższa?
Tak szczerze powiem, na przestrzeni tych wielu lat mojej pracy, to psychiatria jest mi najbliższa, potem neurologia, która służy mi do tego, że mogę dobrze spełniać rolę psychiatry, a akupunktura mi pomogła w mojej codziennej pracy lekarskiej. I uważam, iż akupunktura jest metodą, która bardzo ułatwia pracę lekarzowi, a jest to jedna z najdelikatniejszych, najsubtelniejszych metod postępowania lekarskiego.
- W swojej pracy pod tytułem „O konwencjonalnych i niekonwencjonalnych metodach leczenia” mówi Pan, że „działanie lekarza winna charakteryzować empatia” oraz że „lekarz może mieć wpływ sugestywny na pacjenta za pomocą słowa jako wartości nadrzędnej„. Czy takie podejście jest bardziej skuteczne?
Słowo ma ogromne znaczenie lecznicze. Uważam, że o słowie zapomnieli, niestety, dzisiejsi lekarze. Kontakt z pacjentem powinien być bliski, a nawet powinien zaistnieć związek emocjonalny. Lekarz powinien pomóc pacjentowi, a pacjent powinien czuć autorytet lekarza. I wtedy mogą się porozumieć. Niestety to wszystko to przeszłość. Muszę powiedzieć, że na przestrzeni mojej wieloletniej pracy lekarskiej doszedłem do wniosku, że właśnie słowo ma takie ogromne znaczenie. I wielokrotnie dzisiaj podczas mojej rozmowy z pacjentami, wykorzystuję rozmowę, długą rozmowę. Nigdy nie patrzę na to, ile to zajmuje czasu. Przyznaję, że czasami w leczeniu trzeba stosować leki farmakologiczne, trzeba stosować inne metody postępowania, ale rozmowa z pacjentem ma istotne znaczenie lecznicze.
- Jakie schorzenia lub choroby leczy Pan akupunkturą? I na czym ona polega?
Na pierwszym miejscu leży ból. W szpitalu przyjmuję w Poradni Leczenia Bólu i Akupunktury. Tak więc stosuję akupunkturę w celu leczenia bólu. I muszę powiedzieć, że zdaje ona ten egzamin. Jest to skromna metoda postępowania. Szuka się tylko właściwego punktu na ciele ludzkim, który daje reakcję odruchową. Starożytni Chińczycy znaleźli i opisali około tysiąca punktów akupunktury, które dla różnych chorób mają istotne znaczenie. Oni nadali im nazwy pochodzące od pewnych narządów. Punkty te przebiegają po ciele ludzkim, ułożone są na tak zwanych meridianach, które w zasadzie są tylko drogami orientacyjnymi, jak na przykład południki i równoleżniki. Jak przychodzi pacjent, to nie szukam meridianów, ale specjalnie wiodę igłę (prawdopodobnie ich drogą), szukając wrażliwego punktu na ciele. Te punkty trzeba umieć znaleźć. A podrażnienie igłą tych punktów daje reakcję odruchową poprzez układ nerwowy obwodowy i sympatyczny, rdzeń kręgowy aż do mózgu. I tą drogą wpływamy na doznania bólowe. Rozróżniamy działanie miejscowe igły, działanie segmentarne (na pewien obszar ciała) i ogólne (na mózg ludzki).
W przypadku wielu chorób akupunktura stosowana jest w celu zmniejszenia cierpienia (np. przy bólach nowotworowych), ale nie wolno przerywać terapii tradycyjnej, farmakologicznej. Dobre efekty widzę przy zastosowaniu akupunktury w leczeniu stwardnienia rozsianego. Wpływa ona pozytywnie na zaburzenia równowagi, poprawia sprawność ruchową.
Po tylu latach mojej pracy (akupunkturą zajmuję się już 25 lat) mam pewną wprawę i doszedłem do wniosku, że jest to bardzo dobra metoda postępowania lekarskiego. Działa ona wspaniale uspokajająco w nerwicach, w szczególności przez nakłuwanie pewnych punktów na małżowinie usznej. Opracowałem specjalną metodę leczenia akupunkturą (właśnie uszną akupunkturą) alkoholików. Istnieją takie punkty uspokajające, które pomagają nawet w późnych fazach alkoholizmu. Generalnie akupunktura, mimo że jest tak delikatną formą leczenia, jest bardzo skuteczna, bo prowadzi do wyraźnej poprawy ogólnej poprzez działanie uspokajające oraz przeciwbólowe.
- Podobno istnieje dodatkowy czynnik warunkujący efekt leczniczy akupunktury. Są to właściwości energetyczne wykonującego zabieg. Ten sam zabieg wykonany przez osobę bez potencjału energetycznego będzie miał inny efekt niż zabieg wykonany przez osobę posiadającą wysoki potencjał.
Tak, są badania, z których wynika, że wokół człowieka jest tak zwana aura, biopole. Chyba tą drogą ludzie nawiązują wzajemne kontakty. Pewien słynny uzdrowiciel – Clive Harris – miał kilka metrów tego pola bioenergetycznego wokół siebie i dlatego osiągał takie wyniki swojego leczenia. Ale to dotyczy również wielu lekarzy. Z tym zagadnieniem łączy się także empatia, o którą Pani wcześniej pytała. Empatia to wczucie się w los człowieka. I tego nie można się nauczyć, ponieważ to jest uczucie. Na studiach medycznych w czasie wykładów z psychologii, można się nauczyć jak należy postępować w stosunku do pacjenta, ale nie można się nauczyć empatii, bo ją się albo ma, albo nie.
Istotny jest także dotyk. Wielu lekarzy dzisiaj zapomina, jak ważną rolę potrafi on spełnić. Zbadanie tętna, które wiąże się z dotknięciem ręki pacjenta czy nawet pogłaskanie po głowie sprzyja dodatniemu efektowi leczenia. Nie można o tym zapominać.
- Czy zdarza się, że akupunktura jest zupełnie nieskuteczna?
Ależ oczywiście, tak jak każda metoda leczenia. Nie przynosi ona efektów w leczeniu nowotworów na przykład. W innych przypadkach czasami na efekt trzeba poczekać. Przede wszystkim należy pamiętać, że akupunktura nie polega na wbijaniu igieł byle gdzie czy byle jak. Takie postępowanie sprawia, że ta forma leczenia czasami ma fatalną opinię w ośrodkach naukowych. Dlaczego? Dlatego, że są osoby, które nie wiedzą co to jest akupunktura, jak się ją stosuje i nie wiedzą gdzie są te punkty właściwe, w które należy wbijać igły. Panuje powszechna niewiedza o neurologicznych podstawach akupunktury.
Choć nawet przy wbijaniu igieł we właściwe punkty, akupunktura nie zawsze jest skuteczna. W medycynie nie ma słowa „zawsze”. Doświadczenie jest niezbędne, aby dalej szukać punktu wrażliwego, czasem trzeba pacjentowi zasugerować inną metodę leczenia.
- Jak długo trwa zabieg? Jest bolesny?
Wbijanie igieł jest tkliwe. Wbicie igły w punkt wrażliwy jest tkliwsze. Razem z pacjentem szukam tego punktu, przesuwając igłę i czekając aż pacjent powie „tak, tutaj”. Jedni odczuwają ból słabiej, inni mocniej. Zabieg trwa około 15-20 minut, choć nie można tu ustalić ścisłego czasu. W szpitalu przyjęliśmy 15 minut.
- Czy igły mają różną długość czy grubość?
Tak, są różne igły. Są grubsze, cieńsze, krótsze, dłuższe. Są i takie zupełnie malutkie do usznej akupunktury, które zakłada się na okres do trzech tygodni. Jako ciekawostkę mogę podać, że dawno temu Chińczycy przy pomocy takich naprawdę długich igieł (nieomal półmetrowych) przeprowadzali zabiegi znieczulające przy cesarskim cięciu. Wbijali te igły wzdłuż brzucha i to była metoda znieczulania w tamtym okresie. Nie wiem na ile to było skuteczne. Ale ponieważ kilka tysięcy lat temu nie było morfiny ani innych środków znieczulających, to ludzie ratowali się jak potrafili.
- Ile najwięcej igieł wbił Pan jednej osobie w czasie 1 zabiegu?
Maksymalna liczba to 10 – 12, więcej nie wbijam. Nie powinno wbijać się więcej igieł. Ktoś kto wbija więcej igieł, nie wie co robi.
- Zdarza się, że pacjenci uciekają lub mdleją?
Mdleją. Czasami mdleją przy akupunkturze szyjnej. Zabiegi robię zazwyczaj na siedząco i przy akupunkturze szyjnej muszę być bardzo ostrożny i teraz staram się przeważnie położyć pacjenta na brzuchu, przechylam głowę tak, żeby móc znaleźć punkty potyliczne. Zawsze pilnujemy pacjenta, bo omdlenia się zdarzają.
Czasem zdarza się też taki zwykły strach przed igłami. Pani jest tu przykładem (śmiech)…
- Czy nastawienie pacjenta ma wpływ na efekt zabiegu?
Ma ogromny. Akupunkturą leczę trudne przypadki. Miałem niedawno pacjenta, który miał niedowład połowiczny prawostronny. Był leczony w szpitalu neurologicznym i porażenie ustąpiło, ale pozostał mu niedowład nerwu trzeciego okoruchowego, co dawało podwójne widzenie. Przyszedł na pierwszy zabieg i wbiłem mu igły w pewne punkty wokół gałek ocznych, drażniłem te punkty poprzez przekręcanie igieł. Pacjent od razu zauważył, że widzi lepiej. Efekt może utrzymać się jakiś czas, ale zabiegi warto powtarzać.
- Czyli jak już ktoś przychodzi po raz kolejny, to wierzy w tę metodę?
Tak, tutaj przychodzą ludzie pełni zaufania i to jest ważne. Jak ktoś nie ma zaufania, to przestaję leczyć.
- Wygłaszał Pan cykl wykładów na temat „Jak żyć”, no właśnie: jak żyć z cukrzycą?
No tak… Jak żyć? Z cukrzycą jest trudno żyć. Ale żyć trzeba. Jest to częsta choroba. Trzeba utrzymywać dietę, dbać o siebie. Od strony lekarza powiem, że trzeba tych ludzi jakoś zmobilizować psychicznie, żeby oni mieli zaufanie do metody postępowania lekarskiego. A pacjent musi się nastawić na to, że się żyje życiem normalnym, zupełnie normalnym za wyjątkiem pewnych ograniczeń, np. właśnie tych dietetycznych. Nawet wokół człowieka, który ma chorobę nowotworową nie można stworzyć poczucia nieszczęścia, poczucia tragedii. Trzeba stworzyć taką atmosferę, żeby on chciał życiem absolutnie normalnym. Nie wolno stawiać mu rygorów, muszą one być bardzo delikatne, muszą być tak subtelnie powiedziane, żeby on pewne rzeczy ograniczał, nie czując tego. Ale mówiąc zasadniczo: jeśli żyjemy w takim „gorsecie”, z poczuciem własnej choroby, własnego nieszczęścia, wtedy nie przynosi to żadnych pozytywnych rezultatów.
- Czy byłaby szansa, żeby igiełkami pobudzić wysepki Langerhansa? Na takie efekty akupunktury czekają chyba wszyscy diabetycy…
Niestety nie. Nie można o tym mówić. To byłaby absolutna przesada i nie mamy na to żadnego dowodu. Chociaż są robione doświadczenia w tym kierunku, ale to są tylko doświadczenia. Akupunkturą możemy natomiast pomóc przy powikłaniach związanych z cukrzycą. Na przykład w przypadku polineuropatii cukrzycowej, kiedy następuje uszkodzenie obwodowego układu nerwowego kończyn górnych lub dolnych. I wtedy stosowanie akupunktury przynosi efekty. Osobiście stosuję akupunkturę połączoną z witaminą B12. Znajduję właściwy punkt, który ma istotne znaczenie i w ten punkt akupunkturowy wprowadzam niewielką ilość witaminy B12. Nauczyłem się tego w Chinach, bo tam bardzo często witamina B12 jest używana w połączeniu z akupunkturą. Zauważam bardzo wyraźnie, że stan pacjentów z polineuropatią cukrzycową poprawia się w efekcie zastosowania tej metody akupunktury.
- Czy sam sobie wbija Pan czasem igiełki?
Tak, robię to zazwyczaj w nocy, gdy budzę się z bólem głowy, na skutek jej złego ułożenia podczas snu, co z kolei jest związane ze zwyrodnieniem kręgosłupa, który na pewno mam, mimo że nie robię sobie zdjęć RTG (śmiech). Wbijam sobie igły w 4 punkty podpotyliczne na szyi. Używam też takiej maty z małymi, plastikowymi kolcami przy bólach lędźwiowo-krzyżowych. Działa to odruchowo, czyli w podobny sposób jak akupunktura, ale na większej przestrzeni. Uważam, że jest to bardzo dobra metoda.
- Ma Pan szerokie i bardzo różnorodne zainteresowania. Uprawiał Pan boks, rysuje Pan karykatury, napisał Pan książkę „Moje życie. Medycyna i sztuka”, zna Pan języki obce. Gdyby na świecie nie było zawodu lekarza, kim by Pan został?
Bardzo mnie interesuje filozofia oraz psychologia. Lubię te piękne zdania, które zostały powiedziane przez wielkich filozofów. Ale uważam, że bardzo dobrze trafiłem z zawodem psychiatry i neurologa. Na przestrzeni ponad 50-ciu lat mojej pracy stale mam poczucie zainteresowania moim zawodem. Nie wypaliłem się zawodowo. Dzisiaj, mając swoje lata, nadal chcę wiedzieć, szukam, pytam. To szczęście, że mogę dowiadywać się nowych rzeczy i pomagać pacjentom.
- Czy mogę na zakończenie poprosić Pana o zacytowanie ulubionej maksymy filozoficznej?
Homo sum, humani nihil a me alienum puto. Czyli: Człowiekiem jestem i nic, co ludzkie, nie jest mi obce.
- Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Rozmawiała Monika Szurdyga
Przez przypadek, przygotowujac sie do wykladow w temacie cukrzycy natrafilam na ten artykul i wielkim zainteresowaniem i z zapartym tchem przeczytalam. Jestem mile zaskoczona, ze istnieja jeszcze lekarze tacy jak Pan dr Olgierd Kossowski tzn. z prawdziwego zdarzenia, ktorym to los czlowieka nie jest obojetny, a slowo empatia (zdolnosc wspolodczuwania)nie jest obce. Zdecydowalam sie na Studia Medycyny Naturalnej(zagranica), tylko dlatego, ze do tej pory nie mialam pozytywnych kontaktow z Lekarzami, nie potrafia nawet przeprowadzic prawidlowo Anamnezy – przypomina to raczej monolog pacjenta, ktorego uwienczeniem jest wreczenie pacjentowi rezepty. Czlowiek chory jest traktowany jako zlo konieczne, do zapewnienia sobie stalych zarobkow i do osiagniecia odpowiedniego Statusu Spolecznego. Osobiscie interesuje sie Akupunktura i mam w tej dziedzinie juz spore osiagniecia – specjalizuje sie w Nadcisnieniu Tetniczym (Hypertonia Arterialis), poza tym redukcja nadwagi, odwyk, nerwice, zaburzenia krazenia itp. Nie wiem na jakim etapie jest swiadomosc Polakow i przekonanie do Medycyny Naturalnej i do Akupunktury. Z pozdrowieniami K.M.